Kasia odmówiła cesarki i… urodziła w domu – narodziny Anastazji

Kilka dni później o godz. 00:00 obudził mnie pierwszy skurcz. Oczywiście nie byłam pewna, czy to już się zaczyna. (11 dni przed terminem mała postanowiła wyjść na świat). Wstałam, zainstalowałam sobie aplikacje do skurczów i zaczęłam liczyć. Okazało się, że skurcze od samego początku powtarzają się co 3-4 minuty. W odczuciu takie, jak na miesiączkę. Wzięłam więc prysznic i czekałam dalej, czy akcja spowolni, czy się rozkręci. No i nic nie spowalniało. 😜

Skurcze robiły się coraz mocniejsze. Poszłam więc obudzić Piotrka i powiedziałam, że chyba się zaczyna! Po dwóch godzinach zadzwoniłam do położnej i mówię jej, że mam skurcze i są one coraz mocniejsze. Dorotka mi na to odpowiada, że jest teraz na dyżurze w szpitalu i kończy o 7 rano. 🙄😍 Hehe…

I tak przez całą noc byliśmy sami z Piotrkiem. Akcja się rozkręcała, ja tańczyłam, wyłam, płakałam, śmiałam się, jęczałam.

Bardzo pomagało wydawanie dźwięków, uciski silnymi dużymi dłońmi Piotrka ma mojej miednicy (kompresja miednicy). Uczyłam go troszeczkę, jak może mi pomóc. A w trakcie wyszło samo co najlepiej na mnie działa.

Miałam przygotowaną swoją playlistę muzyczną na poród. Dla Nas był to magiczny czas. ❤️

Ani razu przez cały wieczór nie przyszła nam myśl, że coś może pójść nie tak. Tak byliśmy pochłonięci w tym porodzie, że godziny leciały jedna za drugą. Jeśli ktoś mi powie, że jemu poród się dłużył, to ja nie wiem co to znaczy.
Byłam tak skupiona na sobie i na odczuciach w ciele, że nim się nie obejrzałam była już 8:30 rano i Dorotka do Nas dołączyła.
Szybko podpięła KTG, żeby sprawdzić tętno dzidzi – było idealne. Potem zbadała mnie ręcznie i mówi „Dziewczyno! Ty masz tam już wszysto luźniutkie!”.

Rozwarcie było już prawie w pełni. Dotknęła mojego ciała i była w szoku jak bardzo odprężona byłam i rozluźniona. Nic nie zaciskałam. Te słowa dały mi takiej otuchy i pewności, że wszystko idzie tak jak ma iść.

Dla mnie ten poród był tak bardzo intymnym przeżyciem. Fakt bolało, nie powiem, że nie. Ale ja godziłam się na ten ból. Wiedziałam, że jest on potrzebny. 😍

Żeby się odprężyć i ulżyć w bólu, przenieśliśmy się pod prysznic. I buuum… Odpłynęły wody płodowe! Czyściutkie, jaśniutkie. Chwile potem zaczęły się skurcze parte. Czułam to. Wyszliśmy na suchy ląd. 😜 Pozycje, których używałam były różne. I na kucka, i na czworaka, i na stojąco, i zwisałam na Piotrku.

  1. PIĘKNA HISTORIA! Mi zabrakło tego szczęścia, nikt nie chciał mi pomóc z porodem w domu. Ale CC i opiekę w szpiatlu nie wpsominam źle. Jednak trauma braku pomocy pozostała. Pozdrawiam rodzącą, Tatę i córkę!

  2. Fajnie, że tu wszystko poszło dobrze i dobrze się skończyło. Ale czy uogólnienie „jesteśmy idealne do tego żeby rodzić” jest na pewno uczciwe? W dawnych czasach kiedy nie było takiego postępu medycyny popularne było „matka zmarła przy porodzie”. Teraz są to pojedyncze sytuacje. Pytanie dlaczego tak było, jakie były najczęstsze przyczyny? Czy są jakieś publikacje na ten temat?

    Wszystko fajnie kiedy poród dobrze się kończy, ale co jeśli w jego trakcie pojawiają się komplikacje i zagrozone jest życie matki lub dziecka? Czy to wszystko jest warte ryzyka? Ja bym chyba nie zaryzykowała lub wybrała dom narodzin w szpitalu.

    Jestem całym sercem za naturalnymi porodami, bez niepotrzebnych medykalizacji, ale doceńmy, że my – w przeciwieństwie do naszych praprapra…babek – mamy możliwość, że jak naturze coś pójdzie nie tak, to możemy liczyć na uratowanie życia swojego i dziecka przez lekarzy.

    1. Wiesz co, teraz się dużo częściej zdarza, że to personel medyczny sam indukuje lawinę powikłań potrzebujących medycznych interwencji. Większość porodów szpitalnych to porody, w których jest dużo stresu i przemocy tak wobec matki, jak i wobec dziecka. To tam się zaczyna patologia i późniejsze „wykonaliśmy cesarkę w ostatniej chwili! uratowaliśmy dziecku życie!”. To tak nie jest. Także rodziłam z ułożenia pośladkowego. W szpitalu, ale bardzo świadomie zadbałam o to, by było bez interwencji i naturalnie.

      1. Przez chwilę się zastanawiałam czy to mój wpis. W każdym razie napisałabym dokładnie to samo. To samo od lat ludziom mówię: ryzyko wywołują głównie zbędne interwencje i stres. No i… też rodziłam w szpitalu synka z ułożenia pośladkowego. I też bez interwencji. Ale tak jak chciałam. Ja kierowałam porodem przy wsparciu mojej położnej. Wiedziałam co robić. Ufałam sobie, synkowi i naturze. Zero stresu. No i… pozdrawiam serdecznie – Karo 🙂

        1. A w jakim szpitalu rodziłaś? Mi w Olsztynie kategorycznie powiedzieli że nie dadzą mi tak urodzić. No chyba że mała w dniu porodu by się obróciła, a tak to tylko cesarka. Dlatego dałaś się na spokój ze szpitalem bo oni mnie nie rozumieli ☺️Kasia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły