Narodziny Adzia – mój pierwszy poród

Przeszkadzanie

„Jak będziesz tak stać na prostych nogach, to się zmęczysz!”

„Nie tak się oddycha! Byłaś w ogóle na jakiejś szkole rodzenia?”


Komentarz pada zazwyczaj podczas skurczu, a pomiędzy nie mam siły zareagować odpowiednią ripostą.

Dodatkowo przy każdym badaniu słyszę pomruk pod nosem: „tu nic się nie ruszyło”. To mnie bardzo deprymuje. Boję się, że padnie wyrok „brak postępu” i mnie zetną…

Dodatkowo niepokoi mnie pikanie tych wszystkich urządzeń, szczególnie KTG. Co jakiś czas włącza się alarm, ale nie dlatego, że z dzieckiem jest coś nie tak. To tylko pelota się przesuwa, gdy skaczę na piłce. Mimo to podświadomie czuję niepokój i obawę, że mojemu dziecku w każdej chwili może stać się coś niedobrego.

Prosimy o chwilę spokoju, gasimy światło. Siedzę na piłce, Kamil za mną klęczy. Daję znać jak tylko pojawia się skurcz. Kamil łapie biodra idealnie, ja skaczę i krzyczę. Jestem nieznośnie świadoma. Czuję jakby we mnie toczyła się jakaś walka. Z każdym skurczem jest lepiej, w końcu łapiemy rytm.

Czuję, że to opanowałam. Jest nieźle, nawet całkiem dobrze.

Wtedy ktoś wchodzi i włącza światło…

Jeszcze więcej medykalizacji

To położna. Znowu bada. Nic. Mówi, że trzeba coś z tą szyjką zrobić. Proponuje papawerynę w czopkach lub coś dożylnego. Nie odpowiadam od razu. Muszę się zastanowić. Po badaniu położna każe mi leżeć. Musi zrobić dobry zapis KTG, tym razem na łóżku (wcześniej wszystkie były na piłce). Położna wychodzi. Patrzę na Kamila przerażona, przychodzi skurcz. W skali od 1-10 odczuwam 14, łzy płyną strumieniem. Mówię, że nie dam rady. To jest nie do zniesienia! To mnie zabije! Kamil widzi co się dzieje. Idzie do położnej i prosi o KTG na piłce. (Okazuje się, że nie prosił, a zdecydowanie wyraził brak zgody na taki scenariusz – może kiedyś o tym sam napisze…) Położna właśnie wzięła się za picie gorącej herbatki, więc nie jest zbytnio zadowolona, ale przychodzi i pomaga przypilnować peloty podczas zapisu na piłce.

W kolejnym badaniu (koło 23.30) są 4 cm rozwarcia podczas skurczu. Przychodzi lekarz i mówi, że mogę dostać znieczulenie. Przypomina nam się, że jeszcze nie podjęliśmy decyzji, co wziąć „na szyjkę”. Decydujemy się na czopki i znieczulenie. Myślę sobie – skoro po 4 godzinach mam 4 centymetry, to kolejnych 6 godzin tortur nie wytrzymam.

Podpisuję jakiś papier, którego nie jestem w stanie przeczytać. Przychodzi Pani anestezjolog z pielęgniarką. Kamil zostaje wyproszony. Muszę wytrzymać kilka skurczów w bezruchu na twardym szpitalnym stołku, podczas gdy pani anestezjolog wbija mi się w kręgosłup. Sprawę ratują czułe objęcia pielęgniarki. To chyba najcieplejsza osoba jaką tego dnia poznałam. Miło do mnie mówi, chwali, podaje wodę, a w trakcie wkłuwania przytula do piersi. Jestem wdzięczna za tych kilka chwil kobiecej wrażliwości.

Znieczulenie założone, a w gratisie dostaję dwa kolejne antybiotyki. Leżę i czekam na skutki. Przekręcam się z boku na bok, żeby się symetrycznie rozeszło. Niestety nie do końca działa to tak, jak się spodziewałam. Lewy dolny róg brzucha pozostaje włączony, moje ciało jest ogłupione. Mam wrażenie jakby dziecko chciało mi wyjść przez biodro… Ale ulga jest konkretna, dostaję pozwolenie na 30 minut drzemki.

Obracanie i negocjacje

Koło 1.00 budzi mnie położna. W badaniu wychodzi 7 cm rozwarcia. Jestem pozytywnie zaskoczona. Położna mówi, żebym na chwilę wstała, bo to pomoże dziecku się wstawić. Próbuję zejść z łóżka, ale kontakt z nogami jakoś słabo działa. Trzęsą się, jakby były zdrętwiałe. Ledwo stoję, czuję się jak kaleka. Nikt nie mówił, że tak to będzie wyglądać…

Wracam na łóżko. Okazuje się, że mam pełny pęcherz. Nie czuję tego zupełnie. Położna oświadcza, że zakłada cewnik. Nawet nie wpadam na pomysł, żeby odmówić. Na szczęście tego też nie czuję. Co za upokorzenie! Leżę na łóżku pod kablami i nawet się sama wysikać nie mogę. Znowu przemknął mi przez głowę obraz wymarzonego porodu w wannie w Domu Narodzin i łzy napłynęły do oczu.

W kolejnym badaniu jest już 10 cm, ale główka źle się wstawiła. Położna grzebie mi w pochwie, wsadza całe dłonie. Każe mi się przekręcać z boku na bok i dalej grzebie. Wygląda to dziwnie, ale ja prawie nic nie czuję. W końcu mówi, że już jest dobrze i mogę przeć. Ale ja nie czuję żadnego parcia, nie wiem kiedy mam przeć. I na pewno nie chcę tego robić na leżąco…

„Chcę rodzić na kolanach.
Nieee, tak to będzie za szybko. Porozrywa Cię…
„Ale przecież grawitacja pomaga i łatwiej się rodzi wertykalnie.”
Nooo ja tak nie umiem odebrać porodu. Jeśli mam ochronić krocze, to muszę widzieć co tam się dzieje.”

Czuję, że nie ma tu pola do dyskusji. Boję się, że jak postawię na swoim, to ona mnie i tak natnie – poddaję się. Zaczyna mi rozciągać krocze palcami. „Masowałaś krocze?” – „Tak”, odpowiadam zgodnie z prawdą. Położna każe mi złapać się za kolana. Co za beznadziejna pozycja…! W końcu krzyczy:

„Przyj!”

Nie czuję skurczu, nie czuję swojego ciała, nie czuję swojego dziecka.

3 komentarzy do “Narodziny Adzia – mój pierwszy poród

  1. placze. bo tak samo wygladal moj pierwszy porod.
    i nie odczarowaly go kolejne dwa piekne porody w domu narodzin.
    minelo 10 lat. a ja nadal mam ogromny zal. zlosc. na siebie. na nich. na ojca.
    przez 10 lat flashbacki.
    miesiac temu olsnilo mnie, ze w tym szpitalu, wtedy, zostalam zgwalcona.

  2. Rodziłam 7miesięcy temu. Miało być w domu, wyszło w szpitalu i to z vacuum. Najgorsze było traktowanie mnie przez położną na sali porodowej. Dziwne odzywki. No i oczywiście przebicie pęcherza płodowego bez mojej wiedzy i zgody, oksytocyna, ktg, parcie na leżąco z łapaniem za kolana i przyciskaniem na brzuch przez lekarza. Zawsze chciałam mieć więcej niż 1 dziecko, narazie po tych doświadczeniach nie myślę o kolejnym, ale mam nadzieję, że to się zmieni i uda mi się urodzić pięknie w domu 😊

  3. Tak strasznie Ci współczuję, nie tak powinno wyglądać przyjście człowieka na świat.
    Moje wymarzone narodziny pierwszego dziecka też zamieniły się w szpitalny koszmar. Zostałam workiem ziemniaków pocięta i okaleczona. Dochodzę do siebie od półtora roku na terapii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły