Sama oksytocyna porodu nie czyni

Przed pierwszym porodem nie byłam świadoma tych zagrożeń. Nie zostałam poinformowana o opcjach, a jedyne słowa jakie usłyszałam po kilku godzinach sączenia wód płodowych to „podamy troszkę oksytocyny na rozkręcenie akcji”. Moja zgoda na ten zabieg była nieświadoma.
Był czas, gdy obwiniałam siebie i swoje ciało o to, że mój synek był zmęczony pod koniec porodu. Teraz już się nie obwiniam, bo wiem, że moje ciało nie jest zagrożeniem dla dziecka. Ale cóż… wtedy podjęłam taką decyzję, jaka wydawała mi się na tamten moment najlepsza.

Dziś nasuwają mi się takie wnioski:

  • Sztuczna oksytocyna wywołuje skurcze, a nie poród. Same skurcze nie wystarczą do bezpiecznego urodzenia się dziecka.
  • Sztuczna oksytocyna zaburza komunikację między matką i dzieckiem. To stwarza zagrożenie dla jego życia.

A czy Wy zostałyście poinformowane jakie jest ryzyko indukcji?
Jak wspominacie swoje indukcje i jak się skończyły?

4 komentarzy do “Sama oksytocyna porodu nie czyni

  1. Moja droga do porodu była dość trudna i zawiła. Nie ze względu na przebieg ciąży (ciąża prawidłowa) ale na przekonania ludzi dookoła z którymi nie potrafiłam skutecznie ,,walczyć”. Wymarzyłam sobie poród domowy, początkowo mój,, wymysł” akceptowano, ja karmilam mój lek wiedzą na temat naturalnego porodu, szukałam miejsca lub osoby która będzie przy mnie. Ostatecznie znalazłam tylko jeden duet położnych domowych, dom narodzin oddalony o 200 km i topniejące chęci partnera i innych osób mi bliskich. Do tego grona dołączyła jeszcze pandemia, zniechecajaca położna srodowiskowa i ginekolog prowadzący pracujący na patologii ciąży. Zdesperowana znalazłam najbardziej ludzki szpital w moim mieście. Pełna optymizmu i wątpliwości jednocześnie dotrwałam do ostatniego przysługujacego mi ktg i wizyty lekarskiej. 5 dni po terminie zostałam postraszona nieszczęściem na które nas wystawiam nie poddając się indukcji. Roztrzęsiona wróciłam do domu, umówiłam wizytę prywatną u kolejnego specjalisty i tam usłyszałam podobne stwierdzenie. Zaczekalam. Rano pojawiły się skurcze krzyżowe, pojechalismy do szpitala pierwsze badanie bardzo wczesna akcja porodowa ledwo co- usłyszałam zawiedziona położna a potem dołączył lekarz który z uśmiechem na twarzy zagadał do położnej że jak nic nie ruszy to proszę podać oksytocynke. Zaniepokoilam się. Akcja nie przyspieszyła stała w miejscu. Bardzo chciałam przejść przez ten poród aktywnie. Przygotowywałam się do niego przez całe 9 miesięcy czytałam, afirmowalam, ćwiczyłam jogę odpowiednie asany, rozmawiałam aż tu nagle w ta moja uporządkowana wizję wtargnęli lekarze i położna, którzy rzekomo chcieli skrócić mój ból. Oksytocyna została podana wiedziałam co się z tym wiąże zgodziłam się bo już nie chciałam być dłużej sama z bólem i negatywnymi emocjami jakie mnie wtedy wypełniały. Samotność i ból rozlewaly sie po mnie podpietej pod ktg, oglądanej jak rodzące zwierzę. Przebito mi przez przypadek pęcherz płodowy.Poprosiłam o znieczulenie po 4 ciągnących się bezlitośnie godzinach walki ze sobą. Odpoczęłam, dostałm 2,5 h aby uspokoić myśli napełnić się dobrą energia. Udało się patrząc na zachodzące kwietniowe słońce zaczęłam się otwierać. Byłam spokojna, czułam parcie, potem zwątpienie a potem mobilizację żeby jak najszybciej zakończ yc poród. Tak moje nastawienie zostalo zniweczone przez szpitalne procedury że ja sama nie myslam już o powitaniu tego małego człowieka a o sobie jako poddanej innym. Potem zadziałały już hormony i wszystko wypłynęło wraz z moimi łzami szczęścia które próbowano usilnie podeptac. Najpiękniejszy moment kiedy to trzymam moją kruszynkę, położna robi zdjęcia dla naszych bliskich. Personel cieszy się szybkim porodem ostatnim tego dnia 23.22 a ja jestem kolejną ofiarą standardowej indukcji. Oczywiście pewnie potrzebowałam tego doświadczenia by w przyszłości moc pewniej walczyć o w pełni naturalny poród domowy.

    1. Dziękuję, że się tym podzieliłaś. Podziwiam Cię za tak dużą świadomość jeszcze przed pierwszym porodem. Przykro mi, że nie miałaś na swojej drodze osób, które by wsparły Twoją wizję narodzin pierwszego dziecka. Na tamten moment zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Warto sobie wybaczyć i iść dalej silniejszą o to doświadczenie. Ściskam Cię i życzę, żebyś doświadczyła pięknego, naturalnego porodu. <3

  2. Niestety i ja doświadczyłam porodu wspomaganego oksytocyna. Zostałam skierowana do szpitala na ostatniej wizycie że względu na dużą ilość wód płodowych niby były na granicy normy. Od początku w szpitalu traktowana jak dziwadło gdy mówię że chce poczekać aż się zacznie poród sam skoro nie ma przeciwwskazań i nic nie zagraża dziecku. Od wejścia do szpitala ciężkie emocje bo personel chce jak najszybciej dojść do rozwiązania ciąży, ja chcę poczekać. Zaczyna się kumulować we mnie jeszcze większy lęk który i tak był przed porodem jako przed czymś nowym. Brak odwiedzin robi swoje czuję się jak zwierzę w klatce. Nie mozna wychodzić z sali i spacerowac bo wirus gdzie na wejściu robią testy to po co zabraniają ruchu. Jakie to sprzeczne w kwestii aktywnego porodu. Siedz na sali nie ruszaj się i czekaj na poród. A w głowie tysiące myśli gdzie to wsparcie porodu aktywnością spacerem piłka bujaniem się kołysaniem ..ech..zawiedzione nadzieje..i tak wytrzymuje 9 dni zbliżając się do temrinu porodu i ciągle słuchając że w temrinie to dawno jestem bo przecież nikt nie rodzi o czasie idealnie wyznaczonym..moje samopoczucie jest kiepskie..ale dla dobra małej każdy dzień bronie ja by została w brzuchu skoro natura tego chce..na każdym obchodzie widzę zdziwione oczy ze nadal chce czekać a moga zrobić CC albo indukcję.. i tak powoli im blizej terminu tym coraz więcej doświadczeń ingerencji w nature a to masaż szyjki a to odklejenie Pecherza płodowego..w końcu odchodzą wody .. i tak odchodzą 30h i nadal akcji porodowej brak..wydaje mi się że emocje strach zrobiły swoje zablokowałam się nie miałam wsparcia i czułam że to nieoj czas..miałam rodzic z położna w innym szpitalu z nastawieniem na naturalny poród bez wspomagania na spokojnie z wszelką pomocą dla ciała i psychiki..pozycję wertykalne..tymczasem przychodzą i tak jak tu napisane dostaje świstek papieru pani przeczyta podpisze damy oksytocynę..zero dyskusji wyjaśnień..bije się z myślami ale podpisuje ..młoda lekarka zadowolona ..kobieta kobiecie gotuje ten los ..pytam się czy to nie wpłynie na dziecko…nie nie przecież naturalnie też wytwarzamy oksytocynę..nie przekonuje mnie ale jest.sama w tej machinie .. w końcu położna podaje pompę z oksytocyna..i zaczyna się dramat który siedzi we mnie dalej .. leżę nie oge się ruszać jak twierdzi koeljan kobieta polozna..mam stałe ktg i oksytocynę ..zaczyna boleć mnie wygina z bólu..nie chcą wpuścić męża bo od 4cm rozwarcia wejdzie..bezsens totalny w świecie świrusa.. jestem sama dosłownie sama.. nie tka wyobrażałam sobie wsparcie położnej..ona tylko przychodzi Spytać jak tam podkręca pompę i wychodzi ma gdzieś moje prośby o piłkę o ruch..wchodzi mi na psychikę i mów i że jak będę się ruszać to.moze być różnie z dzieckiem z tętnem ja głupia słucham się poddaje..w końcu ja sama przeciw calemu szpitalowi..zaczynam płakać Zalewska mnie lęki emocje..wszystko mi obojętne czuję że zakończę CC gdzie tak bardzo nie chciałam ..położna co chwilę bada i bada i ciągle mówi rozwarcia brak ..ja czuję się beznadziejnie że nie umiem otworzyć ciała i umysłu na nowe życie..w końcu kolejne badanie laskawoe mówi niech pani zadzwoni sobie po męża..ja czuej się na innej planecie ..przychodzi mąż wszystko dzieje się szybko..zmienia się położna ..do tej pory csigle sama w sali teraz z nową położna i mężem..nową położna jest na nie jeśli mowa o porodzie w pozycji wertykalnej ..zgadza się na fotelu bokiem leżąc przyjść poród..nakazuje całkiem inaczej niż na szkołę rodzenia oddychać..wręcz przecz a nie wydychać dziekco powoli.. mówi pchaj oddechem ból w dół.. ja już zmaltretowana poddaje się temu co mówi ..dziecko wyskakuje nie że rodzi się główka i ciało i pięknie powoli..ona wyskakuje na 1 oddechu cała..jestem popękana ..nie umiem się cieszyc że to już..strach tak mnie sparaliżował..mała na świecie mąż trzyma w rękach ja mam krwotok i kolejna przyjemność łyżeczkowanie i szycie czuję jak na żywca a nie na żadnym znieczuleniu.. później 3 dni ciężkich emocji w szpitalu mimo że po wszystkim że cała akcja od podania oksytocyny to jakieś 5h..ale to była wieczność.. poczucie żalu że wyszło nie tak jak chciałam nie z ludźmi których chciałam.. na szybko na taśmie ..nie wedle czasu dyktowwnego przez dziecko..pozniej problem z karmieniem bongo też nowe dla mnie i zero wsparcia..wracam do domu jak 7nieszczesc ..zamiast cieszyć się że już po porodzie że jest malutka ..zaczynają targać mną emocje baby blues..ale jakoś za pomocą położnej ze szkoły rodzenia udaje się rozkręcić laktację jakoś wracam emcojami do siebie z baby bluesa.. i chodzę ścieżka macierzynstwa z kolejnymi zakrętami ..okazije się później że problem z karmieniem to też napięcie mięśniowe dziecka..a ja mam poczucie winy że to przez oksytocynę która zaserwował am dziecku na start .. przez całą ciążę nie wzięłam ani 1 tabletki przeciwbólowej by małej stworzyć warunki do zdrowia ..ruch jedzenie dobre myśli..a skończyło się tak że dziś na wspomnienie porodu wszystko pamiętam i nie umiem zapomniec i puścić emocji ..

  3. Oba porody z oksytocyną, zero informacji o zagrożeniach. Na szczęście bardzo szybkie i zakończone bezpiecznie dla mnie i dla dzieci. Tak mało jest bliskości i wspierania na porodówkach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły